Halloween Podcast Story nr 1

Halloween Podcast 2020 1

Ta historia wydarzyła się jakoś 5-7 lat temu.

Często w weekendy jeździłem do kuzyna, z którym chodziłem na odludzie by pogadać i napić się piwa.

Wybieraliśmy się w to samo miejsce co zawsze, opuszczony budynek, otoczony łąkami.

Nie mielimy za dużo pieniędzy, więc nie włóczyliśmy się po knajpach, żeby zaoszczędzić parę groszy.

Z reguły wypijaliśmy tam po 3 piwa i wracaliśmy do domu.

Jednak tego dnia zabalowaliśmy nieco dłużej i siedzieliśmy do zmierzchu sącząc piwo.

Ów budynek był mega zdewastowany, wszędzie było dużo śmieci i szkła, jednym słowem - kompletna ruina.

Tego dnia siedzieliśmy na samym końcu budynku w jednym z pomieszczeń, gdyż ktoś zrobił fajne siedzisko z kamieni.

Dodatkowo z tego miejsca, w którym się znajdowaliśmy, było doskonale słychać co dzieje się w całym budynku.

Gdyby ktoś do niego wszedł, to byśmy go usłyszeli, bo cała droga była usypana rozbitymi szkłami i butelkami.

Po kilku minutach nastała kompletna cisza, czuliśmy się przez kogoś obserwowani.

W pewnym momencie, gdzieś w połowie korytarza usłyszeliśmy jak ktoś chodzi po szkle i wolnym krokiem idzie w naszą stronę.

Zdziwiło nas to, bo odgłosy usłyszeliśmy dopiero od połowy korytarza a nie od momentu wejścia do budynku.

Gdy już ten ktoś przeszedł parę kroków, zaczął dodatkowo walić w ścianę i wydawać z siebie nieludzkie odgłosy.

Był coraz bliżej nas.

Zerwaliśmy się i chcieliśmy uciekać przez okno, ale kuzyn powiedział, że pójdzie sprawdzić kto robi z nas żarty.

Wyszedł z pomieszczenia na korytarz i wyjrzał za róg... w tym momencie zrobił krok w tył i krzyknął: "uciekaj!".

Ja nie zastanawiając się, wyskoczyłem przez okno. Kuzyn dostał takiego powera, że ciężko było go dogonić.

Nie był jakoś specjalnie bojaźliwy, więc to, co ujrzał musiało być naprawdę przerażające, skoro go przestraszło i to bardzo.

Dopytywałem się go później co tam zobaczył, ale nigdy mi nie powiedział, bo jak twierdził: "i tak mu nie uwierzę" i szybko zmieniał temat.

Od tamtego momentu trochę spoważniał i ze śmieszka i psotnika zrobił się lekkim sztywniakiem.

Niedługo po tym zdarzeniu, popełnił samobójstwo.

Nie wiem czy to miało związek z tym zdarzeniem ale podejrzewam, że tak bo znałem go dość dobrze.

Nigdy nie skarżył się i nie żalił na żadne problemy ani mnie ani rodzinie.

Do teraz zastanawiam się co on tam zobaczył i nie mam pomysłu... Nigdy się też już nie dowiem, bo budynek został niedawno zburzony.

Możecie pomyśleć, że to tylko dwoje pijanych wariatów nakręcających się nawzajem... że zdawało im się, że coś słyszą, ale znam siebie i wiem, że nie byliśmy pijani.

Po jakimś czasie opowiedziałem o tym zdarzeniu dziadkowi. Po jego minie było widać, jakby wiedział kto z nami wtedy jeszcze był, ale nie chciał mi powiedzieć, bo jak stwierdził: nie chce mnie bardziej przerażać i surowo zabronił mi w te miejsce chodzić.

Myślę o tym po dziś dzień.

Ostatnio dodana zawartość